Czy można zabronić posłom zajmowania się polityką? Zapytajmy inaczej: czy można zabronić posłom zajmowania się w Sejmie sprawami swoich partii? Brzmi niedorzecznie?
Autor takiego pomysłu wystawia się na kpiny ponad wszelkimi podziałami. Opinia publiczna zna sejm głównie z międzypartyjnych awantur. Tylko nieliczni wiedzą, jakie ustawy omawiane są w komisjach. Poseł, jeżeli chce być popularny i zagwarantować sobie kolejne kadencje, nie może tracić czasu i ślęczeć nad projektami. Musi być blisko mediów i ujadać na przeciwników politycznych. Słowem, musi zajmować się sprawami partii a nie państwa. Prawo do uczestnictwa w popularnych programach telewizyjnych i radiowych przydziela kierownictwo partii i klubu parlamentarnego tylko wybrańcom. Jak małe fiaty za Gierka. Powtórzmy więc pytanie: Czy można zabronić posłom takich partyjniackich praktyk? Czy można partiom zabronić prowadzenia nieustającej bitwy o elektorat w gmachu parlamentu?
Moim zdaniem nie da się tego zrobić, nawet, jeżeli się wydaje, że są ku temu pewne podstawy.
Artykuł 104 Konstytucji stanowi, że „Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborów.”
Artykuł 114 Ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora opisuje co wolno posłowi w kilku punktach:
1) wyrażać swoje stanowisko oraz zgłaszać wnioski w sprawach rozpatrywanych na posiedzeniach Sejmu i jego organów;
2) wybierać i być wybieranym do organów Sejmu;
3) zwracać się do Prezydium Sejmu o rozpatrzenie określonej sprawy przez Sejm lub komisję sejmową;
4) zwracać się do komisji sejmowej o rozpatrzenie określonej sprawy;
5) uczestniczyć w podejmowaniu poselskich inicjatyw ustawodawczych i uchwałodawczych oraz w rozpatrywaniu projektów ustaw i uchwał Sejmu;
6) uczestniczyć w dyskusji nad sprawami rozpatrywanymi przez Sejm lub komisje sejmowe;
7) wnosić interpelacje i zapytania poselskie.
Ani słowa o schlebianiu wyborcom i opluwaniu konkurencji. Ani pół słowa upoważniającego do wykorzystania parlamentu jako areny partyjnych kłótni.
Oczywiście, próba rozgraniczenia działalności posła na propaństwową i propartyjną to droga do absurdalnych, niekończących się dyskusji o niczym. Szkoda zachodu. Korci mnie jednak, żeby zakończyć ten, mam świadomość, akademicki wywodzik, następującą konkluzją. Może udałoby się namówić choć kilku dziennikarzy, żeby zaczęli oceniać swoich ulubionych posłów, hałasujących najefektowniej, również przez pryzmat tego co zrobili dla Narodu a nie tylko dla swoich partii? Wiem, łatwo by nie było. Trzeba by się wybrać na posiedzenie komisji sejmowej a tam nuda panie…